Grzegorz Kuprianowicz
Najbardziej spektakularnym i brutalnym momentem akcji polonizacyjno-rewindykacyjnej było burzenie cerkwi późną wiosną i latem 1938 r., gdy nabrała ona charakteru otwartej walki z prawosławiem. Oficjalnym powodem wyburzania było usunięcie zbędnych, niszczejących cerkwi, znajdujących się w miejscowościach, gdzie nie ma prawosławnych. W rzeczywistości administracji państwowej chodziło o ograniczenie liczby placówek duszpasterskich Kościoła prawosławnego oraz o zlikwidowanie nieczynnych świątyń, których otwarcia domagali się prawosławni. Jak podkreśla wybitna znawczyni dziejów prawosławia w okresie międzywojennym, Mirosława Papierzyńska-Turek: W burzeniu nie przestrzegano żadnych zasad ani ustaleń. Burzono wszystko, co wydawało się władzom zbędne, zachowując Kościołowi prawosławnemu jedynie bezwzględne minimum.
Akcję burzenia prowadzono od połowy maja do połowy lipca 1938 r. Zarządzenia w sprawie burzenia cerkwi wydawały powiatowe komitety koordynacyjne. Samą rozbiórkę organizowały zarządy gminne wykonując polecenia starostów, którzy blisko współpracowali z komitetami koordynacyjnymi. Rozbiórek cerkwi dokonywały oddziały straży pożarnej, więźniowie, oddziały saperów lub wynajęci robotnicy. Odbywały się one pod ochroną wojska lub policji, która czasem przybywała z psami. Policjanci w zależności od sytuacji i okoliczności byli z pałkami lub karabinami, czasem z nasadzonymi bagnetami. Oddziały mające dokonać rozbiórki przeważnie przybywały do wsi rano, w niektórych przypadkach nawet w nocy. Towarzyszyli im przedstawiciele lokalnej administracji.
W przypadku cerkwi czynnych niekiedy przed rozpoczęciem burzenia wykonawcy akcji udawali się do duchownych prawosławnych i zmuszali ich do wyniesienia Najświętszego Sakramentu, w razie odmowy grożąc uwięzieniem. Często jednak przed wyburzeniem nie kontaktowano się z duchownymi prawosławnymi i w trakcie rozbiórki niszczono całe wyposażenie świątyń, jednocześnie je profanując. Niszczone były również inne przechowywane w cerkwi rzeczy, np. parafialne biblioteki czy archiwa. Zdarzały się przypadki bezczeszczenia świątyń i przycerkiewnych cmentarzy. Przedstawiciele władzy manifestacyjnie okazywali swe lekceważenie dla uczuć religijnych, np. wchodząc do świątyni w czapce, czy z psami.
Ludność prawosławna czuła się bezradna wobec obserwowanych wydarzeń, tym bardziej, iż od kilku miesięcy była zastraszana. Często mieszkańcy wsi byli zaskakiwani rozbiórką cerkwi, tym bardziej, iż był to okres prac polowych. Wtedy, na wieść o burzeniu ich świątyni, porzucali pracę w polu lub w gospodarstwie i biegli do cerkwi. Czasem, już w trakcie akcji burzenia, wierni domyślali się, iż kolejną do zburzenia może być ich świątynia. W takich sytuacjach organizowano akcje pilnowania cerkwi przez całą dobę, jednak nie chroniło to cerkwi przed zburzeniem.
W trakcie burzenia cerkwi ludność prawosławna licznie gromadziła się wokół niszczonej świątyni. Z przerażeniem, z płaczem lub w milczeniu wierni obserwowali jej rozbiórkę. Próbowano przekonywać urzędników lub policję, aby odstąpić od zburzenia cerkwi, takie prośby były bezskuteczne. Akcja niszczenia przeważnie odbywała się bez czynnego sprzeciwu ludności. Wierni bali się podejmować takie działania ze względu na obecność policji oraz brak wiary w ich skuteczność. W kilkunastu przypadkach doszło jednak do wystąpień w obronie cerkwi. Wtedy brutalnie interweniowała policja, rozganiając zebraną ludność z użyciem psów, gumowych pałek, karabinów z bagnetami. Miały też miejsce przypadki pobicia zebranych wiernych przez policję. Znany historyk Władysław Pobóg-Malinowski pisał:ludność niepolską broniącą dostępu do świątyń, rozpędzano kolbami, bez śmiertelnych wypadków, ale ze strugami krwi. Osoby otwarcie przeciwstawiające się burzeniu cerkwi aresztowano, a następnie sądzono lub karano grzywną.
Ludność prawosławna czuła się bezradna wobec obserwowanych wydarzeń, tym bardziej, iż od kilku miesięcy była zastraszana. Często mieszkańcy wsi byli zaskakiwani rozbiórką cerkwi, tym bardziej, iż był to okres prac polowych. Wtedy, na wieść o burzeniu ich świątyni, porzucali pracę w polu lub w gospodarstwie i biegli do cerkwi. Czasem, już w trakcie akcji burzenia, wierni domyślali się, iż kolejną do zburzenia może być ich świątynia. W takich sytuacjach organizowano akcje pilnowania cerkwi przez całą dobę, jednak nie chroniło to cerkwi przed zburzeniem.
W trakcie burzenia cerkwi ludność prawosławna licznie gromadziła się wokół niszczonej świątyni. Z przerażeniem, z płaczem lub w milczeniu wierni obserwowali jej rozbiórkę. Próbowano przekonywać urzędników lub policję, aby odstąpić od zburzenia cerkwi, takie prośby były bezskuteczne. Akcja niszczenia przeważnie odbywała się bez czynnego sprzeciwu ludności. Wierni bali się podejmować takie działania ze względu na obecność policji oraz brak wiary w ich skuteczność. W kilkunastu przypadkach doszło jednak do wystąpień w obronie cerkwi. Wtedy brutalnie interweniowała policja, rozganiając zebraną ludność z użyciem psów, gumowych pałek, karabinów z bagnetami. Miały też miejsce przypadki pobicia zebranych wiernych przez policję. Znany historyk Władysław Pobóg-Malinowski pisał:ludność niepolską broniącą dostępu do świątyń, rozpędzano kolbami, bez śmiertelnych wypadków, ale ze strugami krwi. Osoby otwarcie przeciwstawiające się burzeniu cerkwi aresztowano, a następnie sądzono lub karano grzywną.
Rozbiórka świątyni trwała od kilku godzin do kilkunastu dni, w przypadku cerkwi murowanych. Prawosławnym uniemożliwiano zabranie wyposażenia cerkwi czy materiałów pozostałych z rozbiórki. Pozostałości materiałów budowlanych sprzedawano lub przekazywano robotnikom, którzy dokonywali wyburzenia cerkwi. Zdarzało się, że gruz po zburzonej cerkwi rozsypywano na drogi, z kolei pozostałości drewnianych cerkwi sprzedawano na opał.